Pomoc dla Afryki

    Podczas gdy całe mnóstwo europejskich organizacji poświęca czas, pieniądze i wszelkiego rodzaju zasoby na "pomoc dla Afryki" (na której się w tym tekście skupię), czy innych rejonów świata, eufemistycznie nazywanych "rozwijającymi się", w samej Europie całe mnóstwo ludzi głoduje i żyje cywilizacyjnie poniżej średniej. Gigantyczne środki kierowane głównie na Czarny Ląd i nie dające żadnego efektu, w Europie mogłyby wyraźnie przyczynić się do poprawy sytuacji zarówno materialnej, jak i mentalnej.

    Zastanawiam się, jak polscy przywódcy takich organizacji, prawdopodobnie uważający siebie za działaczy pro-ludzkich, mogą bez skrupułów wydawać wyłudzone od ludzi dobrego serca pieniądze, na pomoc afrykańskim murzynom? Czy gdy taki delikwent jedzie samochodem (do którego benzyna nie jest za darmo), na lotnisko, z którego odleci (też nie za darmo) do czarnej Afryki, aby pokazać się w telewizji (która aby wyprodukować program o humanitarnym działaczu też wydaje horrendalne sumy), nie widzi polskiego marginesu? Czemu np. Polska Akcja Humanitarna nie postawi szkoły dla polskich dzieci w jednej z zapadłych post pegeerowskich wsi, których w Polsce nie brakuje? Czemu nie poszuka sponsorów dla budowy infrastruktury w zacofanych rejonach naszego kraju? Czemu sprzedaje koszulki z napisem "uratujmy Darfur", a nie "pomóżmy Rudnikowi" (najbiedniejsza gmina, najbiedniejszego regionu UE)?     Odpowiedź brzmi: bo Afryka to również nasz, Europejczyków, problem. Nie sposób się z tym nie zgodzić, wszak im większa bieda tam, tym więcej emigrantów zjawi się tutaj, żeby np. urządzać zamieszki i palić samochody we Francji. Im mniej stabilna sytuacja tam, tym większe ceny wydobywanych tam surowców tutaj. Im więcej ludzi zjada i zużywa tam, tym w przyszłości mniej zjadać i zużywać będzie można tutaj.

    Zastanówmy się jednak, co da wybudowanie kilku szkół, posłanie kontenerów z jedzeniem i szczepionkami, wykopanie studni, a nawet nauczenie murzynów wydajniejszego rolnictwa? Jedynie to, że zjawi się ich na świecie kilka milionów więcej i kilka milionów więcej umrze z głodu i chorób (dokładnie to dał dotychczasowy "rozwój" w Afryce). Jeśli policzyć środki potrzebne na całkowite "uratowanie Afryki", trzeba by w Europie wrócić do poziomu życia sprzed dwustu lat, nie zmniejszając przy tym produkcji żywności. "Ratując" Czarny Ląd, Europa musiałaby sama utonąć. A potem Afrykańczycy znów przejedliby to, co dostali, wracając do punktu wyjścia. Czy nikt nie jest świadomy tego, że to, co w Europie i na Dalekim Wschodzie zajęło tysiące lat (mam tu na myśli rozwój), w Afryce nie może zająć lat kilkudziesięciu? Problemy Afryki, nie są problemami materialnymi, ale mentalnymi.     O ile większość Europejczyków, Chińczyków i Japończyków świadoma jest, że płodząc stada zbędnych (użyłem tego słowa świadomie) dzieci, nie polepszy się swego losu (ani tym bardziej losu reszty świata), to nieświadomi ani elementarnej ekonomii, ani swojej seksualności murzyni z dzikich rejonów Czarnego Lądu, rozprzestrzeniają między sobą straszliwą biedę oraz cały wachlarz chorób dziedzicznych i wenerycznych.     Pierwszym środkiem, który zlikwiduje główną przyczynę, a nie tylko objawy afrykańskiego nieszczęścia, powinna być regulacja demograficzna. Istnieją co prawda inicjatywy, propagujące wśród afrykańskich murzynów antykoncepcję (już bez wchodzenia w szczegóły świadomego rodzicielstwa), ale w większości chybiają. Bo jak inaczej można nazwać sytuację w której prominentny, czarny, katolicki duchowny ogłasza, że biali ślą murzynom prezerwatywy zakażone AIDS? Albo w której szamani, już nie katoliccy, nawołują co prawda do używania prezerwatyw, ale po ich uprzednim przedziurawieniu? Ze strony Europy potrzebne jest zdecydowane działanie, już nie dla "dobra Afryki", ale we własnej samoobronie - pęczniejący jak chory czyrak trzeci świat, to groźba ciężkich, ujawniających się już pomału, przerzutów na zdrowe tkanki.     Zamiast kopać studnie, wysyłać dary, deanalfabetyzować, budować kościoły i szpitale polowe, należy w najbardziej zapyziałych regionach Afryki stworzyć sieć klinik sterylizacyjnych. Nie uleczy to chorych na AIDS, nie nakarmi głodujących, ale zmniejszy liczbę niepotrzebnych narodzin, co poskutkuje po pewnym czasie mniejszą populacją, a zatem pozwoli później na łatwiejsze i skuteczniejsze wyeliminowanie tych oraz innych nieszczęść. Jeśli Europa i reszta cywilizowanego świata nie zajmą się teraz problemem puchnącej biednej Afryki w sposób metodyczny, skuteczny i w istocie rzeczy - najbardziej humanitarny, to w przyszłości będzie musiała rozwiązać go przy pomocy karabinów, czołgów, samolotów, środków chemicznych i masowego ludobójstwa. Jeśli się jej nie powiedzie - zginie.     

    M. Ave